01-29-2020, 18:49
1 października 1974
Czemu niektóre przedmioty szkolne stawały się z każdym rokiem coraz bardziej upierdliwe?Jeszcze do niedawna myślał, że może jeśli lekcje historii magii będą dotyczyły nieco bardziej współczesnych wydarzeń, przestanie marzyć o szybkiej ucieczce z klasy po pierwszych pięciu minutach. Nic bardziej mylnego. Teraz chciał uciekać z nich jeszcze szybciej. I jak niby miał nie opuszczać żadnych zajęć? Przecież to było niemal niewykonalne, jeśli nawet nie niemożliwe. Trudno. Najwyżej Slytherin straci przez jego wagary kilka punktów w tym głupim konkursie. Będą musieli sobie z tym jakoś poradzić. Naprawdę kogoś obchodził ten durny Puchar Domów?
Zaraz po ostatniej lekcji, czyli niezmiernie męczącej gadanine profesora Binnsa od razu udał się na błonia. Po tamtych torturach zdecydowanie potrzebował chwili samotności na świeżym powietrzu. Pech chciał, że akurat tego dnia odbywały się eliminacje do drużyny Quidditcha i oczywiście wszyscy zaangażowani musieli strasznie to przeżywać. Jakaś dziewczyna, aż piszczała, gdy jakiś Puchon całkiem nieźle radził sobie z odbijaniem tłuczka. Mimo tego on sam nie mógł się powstrzymać i przez chwilę przyglądał się z uwagą kolejnym kandydatom. Jedno było pewne. Nigdy nie nadawał i nie będzie nadawać się do tej gry. Jasne. Uwielbiał latać na miotle, a jeszcze bardziej uwielbiał być w ruchu, ale ta cała otoczka gry zespołowej skutecznie zniechęcała go do tego. Widocznie i tak Ślizgoni zamierzali ponieść w tym roku sromotną porażkę skoro pozwolili tej całej Rockers nawet dotknąć miotły. Jeśli chceli włączyć ją do drużyny to nie powinni liczyć, że cokolwiek wygrają. Przez chwilę przyglądał się tej idiotce w nadziei, że dziewczyna spadnie na ziemię i rozwali sobie swoją trolą twarz. Niestety nic takiego nie miało miejsca. A może powinien pomóc w tym zadaniu brunetce? Mógł rzucić jakieś zaklęcie, aby chociaż zachwiać jej miotłą i porządnie ją nastraszyć. Ta myśl naprawdę go korciła. Już nawet dyskretnie wyciągnął swoją różdżkę, a w głowie szukał odpowiedniego zaklęcia, ale powstrzymał się w ostatniej chwili. Nie warto było robić takiego zamieszania. Jeszcze by straciła równowagę, coś sobie zrobiła i wpakowała by go w kłopoty przez swoją durną nieudolność. Ruszył dalej przed siebie szukając jakiegoś cichego miejsca, gdzie nikt mu nie będzie przeszkadzał. Wreszcie zawędrował w okolice jeziora, otworzył szkolną torbę i wyciągnął z niej paczkę papierosów, którą udało mu się wraz z bratem, kupić od jednego mieszkańca Hogsmeade na jednym z weekendowych wypadów do miasteczka. Strasznie za nie przepłacili, ale w poczuciu triumfu, nawet nie zdawali sobie z tego sprawy. Wyjął jednego i zapalił. Zakaszlał. Merlinie jakie to było paskudne. Lekko skrzywiony, ponownie zaciągnął się papierosem. Widocznie musiał jeszcze nabrać wprawy. Rzucił szkolną torbę na trawę i sam zaczął przechadzać się to w jedną, to w drugą stronę. Miał zdecydowanie dość siedzenia w miejscu na ten dzień.
Czemu niektóre przedmioty szkolne stawały się z każdym rokiem coraz bardziej upierdliwe?Jeszcze do niedawna myślał, że może jeśli lekcje historii magii będą dotyczyły nieco bardziej współczesnych wydarzeń, przestanie marzyć o szybkiej ucieczce z klasy po pierwszych pięciu minutach. Nic bardziej mylnego. Teraz chciał uciekać z nich jeszcze szybciej. I jak niby miał nie opuszczać żadnych zajęć? Przecież to było niemal niewykonalne, jeśli nawet nie niemożliwe. Trudno. Najwyżej Slytherin straci przez jego wagary kilka punktów w tym głupim konkursie. Będą musieli sobie z tym jakoś poradzić. Naprawdę kogoś obchodził ten durny Puchar Domów?
Zaraz po ostatniej lekcji, czyli niezmiernie męczącej gadanine profesora Binnsa od razu udał się na błonia. Po tamtych torturach zdecydowanie potrzebował chwili samotności na świeżym powietrzu. Pech chciał, że akurat tego dnia odbywały się eliminacje do drużyny Quidditcha i oczywiście wszyscy zaangażowani musieli strasznie to przeżywać. Jakaś dziewczyna, aż piszczała, gdy jakiś Puchon całkiem nieźle radził sobie z odbijaniem tłuczka. Mimo tego on sam nie mógł się powstrzymać i przez chwilę przyglądał się z uwagą kolejnym kandydatom. Jedno było pewne. Nigdy nie nadawał i nie będzie nadawać się do tej gry. Jasne. Uwielbiał latać na miotle, a jeszcze bardziej uwielbiał być w ruchu, ale ta cała otoczka gry zespołowej skutecznie zniechęcała go do tego. Widocznie i tak Ślizgoni zamierzali ponieść w tym roku sromotną porażkę skoro pozwolili tej całej Rockers nawet dotknąć miotły. Jeśli chceli włączyć ją do drużyny to nie powinni liczyć, że cokolwiek wygrają. Przez chwilę przyglądał się tej idiotce w nadziei, że dziewczyna spadnie na ziemię i rozwali sobie swoją trolą twarz. Niestety nic takiego nie miało miejsca. A może powinien pomóc w tym zadaniu brunetce? Mógł rzucić jakieś zaklęcie, aby chociaż zachwiać jej miotłą i porządnie ją nastraszyć. Ta myśl naprawdę go korciła. Już nawet dyskretnie wyciągnął swoją różdżkę, a w głowie szukał odpowiedniego zaklęcia, ale powstrzymał się w ostatniej chwili. Nie warto było robić takiego zamieszania. Jeszcze by straciła równowagę, coś sobie zrobiła i wpakowała by go w kłopoty przez swoją durną nieudolność. Ruszył dalej przed siebie szukając jakiegoś cichego miejsca, gdzie nikt mu nie będzie przeszkadzał. Wreszcie zawędrował w okolice jeziora, otworzył szkolną torbę i wyciągnął z niej paczkę papierosów, którą udało mu się wraz z bratem, kupić od jednego mieszkańca Hogsmeade na jednym z weekendowych wypadów do miasteczka. Strasznie za nie przepłacili, ale w poczuciu triumfu, nawet nie zdawali sobie z tego sprawy. Wyjął jednego i zapalił. Zakaszlał. Merlinie jakie to było paskudne. Lekko skrzywiony, ponownie zaciągnął się papierosem. Widocznie musiał jeszcze nabrać wprawy. Rzucił szkolną torbę na trawę i sam zaczął przechadzać się to w jedną, to w drugą stronę. Miał zdecydowanie dość siedzenia w miejscu na ten dzień.
Sometimes life´s a bitch... ![]() | ![]() |
...and then you
keep on living.
[mru]keep on living.