08-19-2020, 19:28
Karta postaci
Imię i nazwisko: Rebecca Hale (oficjalnie Crouch, ale w związku z niedawnymi wydarzeniami wyrzekła się tego nazwiska)
Data urodzenia: 21 czerwca 1960
Znak zodiaku: bliźnięta
Imiona i nazwiska rodziców: rodzice biologiczni nieznani, rodzice adopcyjni to Amanda i Bertram Crouch
Krew: nieznana
Status majątkowy: Bankrut z nokturnowskich slumsów, powiedziałabym. Chociaż ma wciąż przy sobie to, co udało jej się wynieść z domu, kiedy go opuszczała.
Miejsce zamieszkania: aktualnie bezdomna, miejmy nadzieję chwilowo. Przebywa w Londynie.
Wykształcenie: absolwentka Hogwartu, dumna domowniczka Hufflepuffu. Później zaczynała kilka rzeczy — wszystkie rzucała po kilku miesiącach.
Miejsce pracy/wyuczony zawód: bezrobotna
Cechy wyglądu
Wzrost: 172 cm
Waga: 53 kg
Kolor włosów: rude
Kolor oczu: orzechowe
Budowa ciała i postura: wygląda i porusza się tak, jakby jej kończyny urosły zbyt dużo za szybko i mózg nie zdążył tego do końca ogarnąć. Bywa przez to niezdarna i garbi się nieładnie, kiedy się zapomni. Poza tym wszystkim, jest w niej jakaś ukryta głęboko gracja. Jakby to brzydkie kaczątko miało potencjał przemienić się w łabędzia.
Znaki szczególne: PIEGI, piegi ,piegi i jeszcze więcej piegów. Na twarzy, na dekolcie, na ramionach, na dłoniach… wszędzie! W ilościach rzadko spotykanych. Właściwie kolor jej włosów, wyżej już wspomniany, również wyróżnia ją z tłumu. Rzadko kiedy zdarza się naturalnie tak intensywnie marchewkowy kolor.
Preferowany ubiór: wygodny. Woli ponadto ubrania, które ukrywają jej (jak zwykła je określać) pajęcze członki. Luźne swetry albo koszule, przydługie spódnice albo workowate spodnie. Nie przepada za typowymi szatami czarodziejów, najczęściej ubiera się w mugolskich sklepach z używaną odzieżą.
O! Ogrodniczki. To chyba jej ulubiony rodzaj garderoby.
Umagicznienie
Specyfikacja różdżki: sekwoja, łuska wywerny, 11 i ¾ cala, bardzo giętka
Bogin: gniewna Amanda Crouch
Amortencja: gorąca czekolada z wkładką, psia sierść, rozgniecione igły sosny i żywica
Widok z Ain Eingarp: Crouchowie przytulający ją z widocznym uczuciem
Zwierzę totemiczne: wilczak Saarloosa
Archetyp: opiekun
Poziom spaczenia: poziom 1
Reputacja: poziom 0
Przeszłość i przyszłość
Podsumowanie posiadanej wiedzy i umiejętności:
Becca jest, aby nie przedłużać tego opisu ponad potrzebę, przeciętną czarownicą. Nigdy się specjalnie nie wyróżniała w żadnej z magicznych dziedzin, ze wszystkimi radząc sobie przy tym jako tako. Zawsze było to jej przekleństwem i odkąd pamięta sprawiało, że nie potrafiła zdecydować, czym właściwie chciałaby się zajmować w życiu. Jako dziecko adopcyjne miała spełniać pokładane w niej nadzieje i oczekiwania, ale to także jej nie wyszło. Jeśli czymkolwiek się kiedykolwiek wyróżniała, to aparycją (głównie ze względu na kolor włosów i wzrost) oraz towarzyskim usposobieniem. Ma rękę do zwierząt, zawsze chciała jakieś posiadać, ale nigdy nie dostała na to zgody. W czasach szkolnych zajmowała się sowami — nie, żeby tego potrzebowały, po prostu lubiła mieć poczucie, że robi coś wartościowego ze swoim czasem. Jako, w gruncie rzeczy, empatyczna i poczciwa osoba robiła zawsze postępy z magii leczniczej, ale nie była dość ambitna, aby chcieć zajmować się tym zawodowo. W domu dużo czasu spędzała ze służbą i całkiem nieźle opanowała przy tym zaklęcia użytkowe. Nie jest być może najbardziej pracowitą osobą, ale nienawidzi siedzieć w miejscu. No i lubi pomagać, tylko czasem właśnie ciężko jej się za to zabrać. Prawdę mówiąc, w szkole zbyt zajęta była swoim życiem towarzyskim, żeby spędzać odpowiednią ilość czasu na nauce. Któregoś lata nauczyła się grać na gitarze od mieszkającego w okolicy mugolskiego nastolatka, bo uznała, że będzie zwiększało to jej atrakcyjność jako duszy towarzystwa. Śpiewa na poziomie ogniskowym, ale nigdy nie zależało jej na niczym więcej. Umie też utrzymać przy życiu krzak pomidora.
Koncepcja gracza:
Nie pamięta swoich rodziców, tylko niejasną atmosferę ciepła i miłości. Ale mogła to sobie zwyczajnie wymyślić. Nikt nic o nich nie wie. Nie urodziła się w szpitalu, a przynajmniej nie pod tym nazwiskiem, które podała władzom sierocińca kobieta, która ją do niego zaniosła: Hale, Rebecca Hale.
Ta kobieta podobno była sąsiadką młodego małżeństwa, które zmarło w niewyjaśnionych okolicznościach. Według jej słów nigdy nie angażowali się w życie towarzyskie kamienicy, w której zajmowali niewielkie mieszkanko. Mogła oczywiście kłamać, ale po co? Kolejne kilka lat Becca spędziła w mugolskim domu dziecka, gdzieś w głębi Szkocji. Do czasu. W dumnym wieku lat 7 po raz pierwszy objawiły się jej magiczne zdolności: w czasie zabawy w chowanego autentycznie zniknęła i przez długie godziny nikt nie mógł jej odszukać, powiadomiono nawet policję. Niedługo później pojawił się jakiś elegancko ubrany jegomość w meloniku z podejrzanym patykiem w dłoni, który nie udzielając skonfundowanej dziewczynce żadnych właściwie wyjaśnień, przetransportował ją do domu Państwa Cruchów.
Obiektywnie rzecz biorąc, wcale nie miała aż tak złego dzieciństwa, jak na sierotę. Nikt jej nie bił, nikt jej szczególnie nie ubliżał ani nie prześladował. Po prostu pech chciał, że wrażliwe dziecko trafiło do rodziny, w której nie praktykowano zbyt wylewnego (ani w ogóle żadnego) okazywania sobie nawzajem uczuć. Becca miała ponadto do spełnienia określoną funkcję, która niestety okazała się przerastać pod wieloma względami jej skromne możliwości. Nie była ani szczególnie ładna, ani dystyngowana, brakowało jej gracji oraz talentów. Nie była umuzykalniona ani uzdolniona artystycznie, nie przodowała w żadnym z przedmiotów, a jej pochodzenie ograniczało znacznie jej perspektywy matrymonialne. Miała swoim adopcyjnym rodzicom wyrobić pewną renomę w towarzystwie, miała ukazać ich w określonym świetle, ale zwyczajnie nic z tego nie wyszło, bo Becca była zbyt przeciętna. I o ile na początku pojawiały się być może jakieś głosy podziwu dla Crouchów, którzy pomogli biednej sierotce wyciągniętej z dziczy mugolskiego sierocińca. Z biegiem czasu jednak zmieniały się one w drwiny albo lekko uszczypliwe anegdotki o tym, jak niefortunnie zdarzyło się, że trafili na tak przeciętną znajdę. Jakby na świecie było mało bardziej niezwykłych.
Chyba dlatego Becca tak bardzo potrzebuje akceptacji i podziwu. Nie mówi o tym głośno, o nie, zawsze przełyka gorzki smak rozczarowania, kiedy jej entuzjastyczna oraz intensywna natura nie trafia komuś do gustu. Po prostu musi być otoczona ludźmi, chce ich zabawiać, chce, żeby czuli się dobrze i żeby wspominali ją pozytywnie. W Hogwarcie miała wielu znajomych, sporo kolegów oraz grupkę mniej lub bardziej oddanych przyjaciół. Zbyt zajęta podtrzymywaniem tych licznych więzi, nigdy nie nawiązała jednej, szczególnie mocnej czy trwalszej od innych, co jedynie potwierdziło jej teorię na swój temat. Uważa, że łatwo ją lubić, ale nie da się jej kochać. Jej bujna wyobraźnia podpowiada jej, że być może ktoś rzucił na nią klątwę. Ma niepokojącą skłonność do zachwycania się osobami, które nie do końca na to zasługują. Udaje, że dobrze czuje się sama ze sobą, ale w rzeczywistości wcale nie jest taka pewna siebie. W efekcie potrafi w przeciągu jednej rozmowy być roześmianą kokietką, wycofaną niemową oraz złośliwą buntowniczką. Zwykle stara się nad tym panować, dopasowując się do wymogów towarzystwa, ale emocje potrafią wziąć nad nią górę. Wcale nie pomagało jej to na salonach, kiedy jeszcze rodzice (ci adopcyjni, rzecz jasna) zabierali ją ze sobą na przyjęcia.
Najbardziej w domu czuła się pośród innych Puchonów, w Hogwarcie. Odkąd skończyła szkołę, wiele razy zmieniała już koncepcję odnośnie swojej przyszłości, do szału doprowadzając Crouchów, którzy porzucili już nadzieje, że Becca przyda się na cokolwiek w kontekście umocnienia ich towarzyskiej pozycji, natomiast nadal zależało im na tym, aby chociaż nie przysporzyła im więcej wstydu. Po ostatniej, szczególnie burzliwej kłótni na ten temat (wywołanej kolejną zmianą zdania ze strony panienki Hale), Bec zwyczajnie spakowała manatki i uciekła z domu. Od tego czasu korzystała ze swojej gęstej sieci znajomych, śpiąc na przypadkowych kanapach i jedząc to, co jej zaproponowano. Obecnie cały jej ziemski dobytek mieści się w sporym turystycznym plecaku. Jeszcze nie zdecydowała, jak się z tym czuje. Wie jedynie, że teraz już musi znaleźć sobie jakieś powołanie. A przynajmniej pracę. Nawet najlepszym kumplom w końcu kończy się bowiem cierpliwość.