10-28-2020, 16:30
Becca, prawdę mówiąc, nie śledziła ostatnimi czasy prasy na bieżąco. W domu zawsze można było natknąć się gdzieś na porzucony egzemplarz Proroka, ale w tej chwili musiała oszczędzać i nie stać jej było na prenumeratę. Prawdę mówiąc, po rozmowie z Peterem stała się bardziej sceptyczna, ale zaczęła też bardziej doceniać wpływ prasy na poglądy społeczeństwa. Dlatego miała nadzieję, że w tym zawodzie pracują głównie ludzie z powołaniem, których głównym celem jest przekazywanie ludziom prawdy. Idealistycznie? Na pewno, miała w końcu tylko 20 lat i wciąż łudziła się, że świat jest przede wszystkim dobry. A pieniądze służą ludziom, nie na odwrót.
Pesymistyczne przewidywania Nate’a skwitowała ciężkim westchnieniem. Wiedziała, że miał rację. Ludzie na Nokturnie potrafili zwykle w większym lub mniejszym stopniu radzić sobie z niespodziewanym zagrożeniem, ale to konkretne mogło przerosnąć ich możliwości. Szczególnie osób pijanych, pod wpływem narkotyków, bezdomnych… A takich też było przecież pełno w tej okolicy. Całe szczęście jej rozmówca wyczuł chyba falę przygnębienia, jaka targnęła nią po jego słowach i postanowił poszukać jakiegoś promyczka nadziei w tej ciemnej dupie.
- Może! - ożywiła się, choć oboje wiedzieli, że wiata w coś podobnego przypominała chwytanie się brzytwy, aby nie utonąć. - Mam nadzieję, że tak właśnie było. Albo cokolwiek spowodowało przemianę, przestało działać. - skoro nie była to pełnia, nie mogli mieć również pewności co do trwałości takiego stanu. Z całego serca współczuła człowiekowi, jeśli faktycznie była to osoba cierpiąca na likantropię, który powróciwszy do zwyczajnej postaci, zobaczy krew na swoich rękach.
Wysłuchała wytłumaczenia dotyczącego Archimedesa, kiwając od czasu do czasu głową, nawet jeśli wcale wszystkiego nie rozumiała. Ostatnio coraz częściej żałowała, że nie ma więcej do czynienia z kulturą mugoli, ich nauką oraz ich własnym rodzajem magii. Przecież mugole mieli metalowe ptaki, które przewoziły ludzi w swoich brzuchach! I te ryczące bestie, które widziała u mugoli na Privet Drive.
- No, to świetnie. - rzuciła, kiedy przyklepał treść listu. - Niedługo powinni już otworzyć pocztę. Wyślemy to i w końcu może będziemy mogli odespać te wszystkie wrażenia. - uśmiechnęła się do swojego towarzysza, bo chociaż powrót na Nokturn wciąż lekko ją przerażał, wstające za oknem słońce napełniało ją otuchą. Podobnie jak ta rozmowa. Kiedy Nate zaczął się nabijać, opowiadając o swoim współlokatorze, w końcu z jej ust wyrwał się śmiech, którego nie dała rady powstrzymać. Okej, przeżyli coś strasznego, ale czas się w związku z tym nie zatrzymał. Świat dalej się kręcił i dobrze.
- Jak miłości Slughorna do kandyzowanych ananasów? - powtórzyła za nim, aby utrwalić sobie ten tekst i mieć możliwość użycia go w przyszłości. - Brzmi dobrze. No to skoro się tak blisko przyjaźnicie, a nie jest jakimś randomowym knypkiem o wątpliwych poglądach, to czuję się uspokojona. W razie czego staniesz w mojej obronie. - stwierdziła z uśmiechem i ziewnęła, bo chyba w końcu zaczęła schodzić z niej trzymająca ją wciąż przy życiu adrenalina.
- Ooooo. - wydała z siebie pełen współczucia dźwięk, a potem wysiorbała resztkę shake’a. - To było coś poważnego? - zapytała, bo chyba tak należało zareagować na podobną informację? Nie interesowały jej szczególnie problemy sercowe nieznajomego jej człowieka, ale skoro był to ktoś ważny dla Nate’a, mógł stać się kimś ważnym dla niej.
- Obiecuję nie wyprowadzać go z równowagi swoimi rewelacjami. - dała słowo nieświadoma, że być może zdążyła złamać tę obietnicę, zanim ją w ogóle złożyła. - Będę go traktowała z najwyższą delikatnością. - widać to jakiś delikatny przypadek był. Faceci też mogli w końcu być wrażliwy i krusi, nie było się czym dziwić.
- Nie czuję urazy, to chyba nawet swego rodzaju komplement? - odpowiedziała na słowa Nate, uśmiechając się - Nie robię niczego tak fascynującego, jak ty! Na pewno masz super przygody! Możesz o nich opowiadać, czy obowiązuje cię jakaś klauzula tajności? - dopytała, mając nadzieję, że uda się uniknąć rozmowy o jej sytuacji zawodowej. Żeby jednak nie zwracać na siebie uwagi tym slalomem, postanowiła się ustosunkować do pytania w oględny sposób.
- Pomagam jednemu znajomemu w barze. W domu zrobiła się średnia sytuacja i musiałam na jakiś czas się wynieść.
Pesymistyczne przewidywania Nate’a skwitowała ciężkim westchnieniem. Wiedziała, że miał rację. Ludzie na Nokturnie potrafili zwykle w większym lub mniejszym stopniu radzić sobie z niespodziewanym zagrożeniem, ale to konkretne mogło przerosnąć ich możliwości. Szczególnie osób pijanych, pod wpływem narkotyków, bezdomnych… A takich też było przecież pełno w tej okolicy. Całe szczęście jej rozmówca wyczuł chyba falę przygnębienia, jaka targnęła nią po jego słowach i postanowił poszukać jakiegoś promyczka nadziei w tej ciemnej dupie.
- Może! - ożywiła się, choć oboje wiedzieli, że wiata w coś podobnego przypominała chwytanie się brzytwy, aby nie utonąć. - Mam nadzieję, że tak właśnie było. Albo cokolwiek spowodowało przemianę, przestało działać. - skoro nie była to pełnia, nie mogli mieć również pewności co do trwałości takiego stanu. Z całego serca współczuła człowiekowi, jeśli faktycznie była to osoba cierpiąca na likantropię, który powróciwszy do zwyczajnej postaci, zobaczy krew na swoich rękach.
Wysłuchała wytłumaczenia dotyczącego Archimedesa, kiwając od czasu do czasu głową, nawet jeśli wcale wszystkiego nie rozumiała. Ostatnio coraz częściej żałowała, że nie ma więcej do czynienia z kulturą mugoli, ich nauką oraz ich własnym rodzajem magii. Przecież mugole mieli metalowe ptaki, które przewoziły ludzi w swoich brzuchach! I te ryczące bestie, które widziała u mugoli na Privet Drive.
- No, to świetnie. - rzuciła, kiedy przyklepał treść listu. - Niedługo powinni już otworzyć pocztę. Wyślemy to i w końcu może będziemy mogli odespać te wszystkie wrażenia. - uśmiechnęła się do swojego towarzysza, bo chociaż powrót na Nokturn wciąż lekko ją przerażał, wstające za oknem słońce napełniało ją otuchą. Podobnie jak ta rozmowa. Kiedy Nate zaczął się nabijać, opowiadając o swoim współlokatorze, w końcu z jej ust wyrwał się śmiech, którego nie dała rady powstrzymać. Okej, przeżyli coś strasznego, ale czas się w związku z tym nie zatrzymał. Świat dalej się kręcił i dobrze.
- Jak miłości Slughorna do kandyzowanych ananasów? - powtórzyła za nim, aby utrwalić sobie ten tekst i mieć możliwość użycia go w przyszłości. - Brzmi dobrze. No to skoro się tak blisko przyjaźnicie, a nie jest jakimś randomowym knypkiem o wątpliwych poglądach, to czuję się uspokojona. W razie czego staniesz w mojej obronie. - stwierdziła z uśmiechem i ziewnęła, bo chyba w końcu zaczęła schodzić z niej trzymająca ją wciąż przy życiu adrenalina.
- Ooooo. - wydała z siebie pełen współczucia dźwięk, a potem wysiorbała resztkę shake’a. - To było coś poważnego? - zapytała, bo chyba tak należało zareagować na podobną informację? Nie interesowały jej szczególnie problemy sercowe nieznajomego jej człowieka, ale skoro był to ktoś ważny dla Nate’a, mógł stać się kimś ważnym dla niej.
- Obiecuję nie wyprowadzać go z równowagi swoimi rewelacjami. - dała słowo nieświadoma, że być może zdążyła złamać tę obietnicę, zanim ją w ogóle złożyła. - Będę go traktowała z najwyższą delikatnością. - widać to jakiś delikatny przypadek był. Faceci też mogli w końcu być wrażliwy i krusi, nie było się czym dziwić.
- Nie czuję urazy, to chyba nawet swego rodzaju komplement? - odpowiedziała na słowa Nate, uśmiechając się - Nie robię niczego tak fascynującego, jak ty! Na pewno masz super przygody! Możesz o nich opowiadać, czy obowiązuje cię jakaś klauzula tajności? - dopytała, mając nadzieję, że uda się uniknąć rozmowy o jej sytuacji zawodowej. Żeby jednak nie zwracać na siebie uwagi tym slalomem, postanowiła się ustosunkować do pytania w oględny sposób.
- Pomagam jednemu znajomemu w barze. W domu zrobiła się średnia sytuacja i musiałam na jakiś czas się wynieść.
Uczeni wyliczyli, że jest tylko jedna szansa na bilion,
by zaistniało coś tak całkowicie absurdalnego.