10-29-2021, 23:06
Czerwiec 1978 Bombaj
Merrion Prewett i Vijaya Pujari
Sprawa była prosta. Spotkanie z kapitanem, wypicie kilku kolejek rumu, kierunek Indie. Merrion nie zastanawiał się nawet nad odpowiedzią, kiedy dowiedział się, jaki był cel ich podróży. Im dalej i dłużej na pokładzie statku, tym lepiej dla niego. Jeszcze tego samego wieczora stał w porcie, trzymając w dłoni swoją torbę, w której nie znajdowało się dużo rzeczy. Nie potrzebował ich, jedyne co było mu konieczne do życia, to łopotanie żagli na wietrze, oraz woń morskiej bryzy, która uderzała go w twarz codziennie rano.
-No Panie wróżbito- Odezwał się wąsaty siwiejący już kapitan, podchodząc do Merriona, który wychylał się za burtę -Przyszłość rejsu pozytywna?- Zapytał się, a chłopak spojrzał w gwieździste niebo, przymykając przy tym jedno oko. Wodził wzrokiem po różnych gwiazdozbiorach, określając w myślach ich nazwy.
-Sztormy, dużo sztormów- Odpowiedział krótko. Kapitan zmierzył go wzrokiem, ale nie odpowiedział na to nic. Chciał poczekać, aby sprawdzić, czy słowa chłopaka będą faktycznie tymi proroczymi.
-RUSZAĆ SIĘ WY LENIWE SZCZURY LĄDOWE!- Krzyknął nagle, a cała załoga popadła w popłoch. Czym prędzej żagle zostały opuszczone, kotwice podniesiona. Łajba ruszyła ciężko, przebijając się przez czarne wody Tamizy. Wypłynęli powoli i leniwe z portu, a Merrion obserwował oddalające się miasto. Przed załogą rozciągała się otwarta woda, oraz wizja kilkumiesięcznego rejsu. Oznaczało to umilanie sobie czasu na najróżniejsze-czasami nawet dziwne sposoby. Tak długo jak pod pokładem znajdował się zacny zapas rumu na pokładzie będzie panować względny spokój. Kiedy zacznie brakować trunku - a zacznie na pewno - załoga zacznie wykazywać się swoją kreatywnością. Bo ile można grać w kości czy brydża.
Rejs faktycznie upływał im leniwie, wyjątkiem były krótkie sztormy, które ku wyraźnej uldze kapitana jak i całej załodze nie zrobiły dużego spustoszenia na statku. Zmiana klimatu stała się wyraźnie wyczuwalna, mycie pokładu, sprawdzanie lin to wszystko sprawiało, że ciała całej załogi zalewała się potem. Chociaż byli na otwartych wodach to Merrion miał wrażenie, że im bliżej celu tym powietrze robiło się cięższe, gęstsze, a to wpływało źle na załogę, której zbrzydły już gry, oraz szanty. Spragnieni, oraz wyposzczeni chłopi szukali byle okazji do zaczepki. Wystarczyła jedna bójka, aby surową karę poniosła cała załoga. Niestety nawet wspólne szorowanie pokładu, czy odczepiania pąkli nie było w stanie na nowo zespoić załogi. Nic, więc też dziwnego, że wszyscy wyjątkowo entuzjastycznie zareagowali na wieść, że zbliżali się do celu, a kiedy zza horyzontu wyłonił się ląd, we wszystkich weszły nowe siły. Miesiące spędzone na statku sprawiały, że nawet zagorzały żeglarz tęsknił za lądem. Tawerny, w których można było nie tylko się najeść, ale również napić były tylko jedną z wielu pożądanych atrakcji. Największą były portowe dziewki, które chętne były rozłożyć nogi przed spragnionym bliskości marynarzem.
Kiedy tylko dobili do brzegu, i trap został opuszczony Merrion zszedł na ląd czując jak jego ciało nadal się lekko kołysze. Indyjskie słońce zaczęło palić go niemiłosiernie prosto w głowę, na której zmierzwione brązowe włosy stały się już ciut przy długie. Twarz chłopaka była szara, oraz zmęczona, a gęsta szczecina na jego twarzy nadała mu bardziej niechlujny wygląd. Lniana biała koszula wisiała na nim smętnie, tworząc tym samym obraz nędzy i rozpaczy. Mimo to nie umknęło jego uwadze to, że kilka hindusek, które zbiegły się, kiedy tylko zacumowali, machały do niego zwiadiacko. Mimo to mężczyzna miał w życiu pewne priorytety. Najpierw wolał zadbać o stan swojego ducha, a dopiero potem o ciało, które rozpaczliwie domagało się odpoczynku. Chwiejne kroki skierował w stronę pobliskiej tawerny, chociaż bardziej była to zwykła speluna, do której ciągnęli żeglarze, pijacy, ćpuny i cała reszta śmieci tego świata. Merrion czuł się tam jak u siebie w domu. Podszedł do lady i oparł się o nią
-Emmm...- Zaczął, nie bardzo wiedząc, jak tu skomunikować się z tym człowiekiem. Przeleciał więc szybko wzrokiem po butelkach z alkoholami, które zostały wystawione.
-Feni- Powiedział, wskazując na przezroczystą butelkę, a potem na palcach pokazał liczbę cztery, co miało odpowiadać ilości kieliszków. I szybko zrozumiał, dlaczego mężczyzna spojrzał na niego jak na wariata. Wystarczył jeden mililitr na języku, aby Merrion zrozumiał, że wybrał bardzo dobry, ale jednocześnie niezwykle mocny alkohol. Czy go to zniechęciło? Nic z tych rzeczy. Dzielnie wypił wszystkie cztery kieliszki, a nawet zamówił jeszcze jeden, które też wypił. Przyjemne rozluźnienie, które przyszło, Pomogło mu poradzić sobie z tą zmianą klimatu, a upał, który doskwierał mu do tej pory, nie był już tak istotny, bo i tak alkohol go rozgrzewał.
-Ta to musi mieć klientów- Mruknął, kiedy obok niego przemknęła młoda hinduska z długimi czarnymi włosami. Miała na sobie fioletowe sari. Merrion skierował wzrok na barmana, którego rysy twarzy się wyostrzyły, a w oczach dostrzegł wyraźną złość
-Hej...- Powiedział, stukając dłonią w blat.
-Ona- Wskazał palcem na dziewczynę -Ile za?- Próbował gestami pokazać, o jaki rodzaj zbliżenia mu chodzi, ale złość na twarzy mężczyźni tylko się spotęgowała.
-To moja córka- Odpowiedział po angielski, co sprawiło, że Merrion zdębiał, czując jak, cała krew odpłynęła mu z nóg. Bosman podczas rejsu zdradził mu pewno zdanie, które podobno miało rozwiązywać wszystkie jego problemy, w jakich się znajdzie.
-tumhaaree boodhee aurat badasoorat hai- Wyrecytował dość nieskładnie, nie wiedząc tak naprawdę, co powiedział. Mężczyzna jedynie coś krzyknął, a z zaplecza wyszła dwójka młodych chłopaków.
-O kurwa- Wyrwało mu się. Był to bez sprzecznie jego prywatny rekord. W obcym kraju nie był nawet godziny, a już udało mu się kogoś obrazić, i do tego zaraz dostanie łomot. Próbował szybko wycofać się ze speluny, ale nogi kompletnie odmówiły mu posłuszeństwa. Chłopacy chwyciły go za brzeg bluzki i dosłownie wywlekł z tawerny, rzucając na rozgrzaną słońcem ziemię. Merrion wstał szybko i otrzepał się z kurzu, który przywarł do jego mokrej skóry.
-Może jakoś się dogadamy, wasza siostra nie jest, aż taka ponętna, znaczy, jest...to już po mnie- Kątem oka dostrzegł, jak załoga jego statku, z zaciekawieniem obserwują tę scenę, a bosman miał największy z nich ubaw. Merrionowi pozostało tak naprawdę jedno. Puścił się biegiem przed siebie, wbiegając w jedną z pobliskich uliczek. Przepychał się przez zdziwionych ludzi, stratował po drodze kilka kobiet i dzieci. Możliwe, że nawet rozwalił parę stoisk, ale nie to było obecnie jego największym problemem. Jego napastnicy rzucili się w pogoń za nim. Wiedział, że szybko zabraknie mu w tym upale sił, jeżeli nie znajdzie kryjówki.
* twoja stara jest w chuj brzydka (wrzucone do translatora, także pewnie to słabe tłumaczenie)
☠
Jejku, jejku, mówię Wam,
Jaki rejs za sobą mam.
Stary, zardzewiały, śmierdzący wrak
Na pół roku zastąpił mi świat.
☠
Jejku, jejku, mówię Wam,
Jaki rejs za sobą mam.
Stary, zardzewiały, śmierdzący wrak
Na pół roku zastąpił mi świat.
☠