01-16-2022, 20:45
30 sierpnia 1980
Lombard był otwarty od niecałego miesiąca, ale zdobał zdobyć jakąś taką nieśmiałą popularność. Było za wcześnie, by mówić o stałych, wiernych klientach czy towarach, które zawsze musiały zejść, ale Shacklebolt dałby głowę, że nie miał najgorszych początków. On już umiał obsługiwać klienta, szkolił w tym zakresie siostrę (choć to chyba za dużo powiedziane), ale czasami brakowało mu rąk do pracy, gdy załatwiał coś z gangiem, a Nene wróżyła na boku. Ostatecznie dał więc ogłoszenie, iż szuka nowej duszyczki do załogi. Był gotów nawet oddać jedną półkę na produkty nowego pracownika, jeśli przez to nie poszedłby siedzieć, bo kto wie co tam by takowy posadził?
Na razie jednak nie zgłosił się nikt, komu by dał pracę, więc musiał się spóźniać na spotkania gangu dla dobra swojego interesu. Musiał mu dać czas na rozruch i przyniesienie jakichś zysków mając nadzieję, że cały projekt nie okaże się klapą finansową. Niby to się zdarzało w biznesie, ale ktoś tak gorącokrwisty jak Udo nie mógł tego przyjąć spokojnie.
Nie miał jednak czasu się tym zamartwiać ani planować, bo usłyszał dzwoneczek, a przez drzwi przeszła młoda kobieta. - Dzień dobry – przywitał się tak przyjaźnie i profesjonalnie, jakby to nie był Nokturn. Może to była zła taktyka w takim miejscu, ale czymś musiał się w końcu wyróżnić. - Czego pani trzeba? - spytał, gotowy do wyjścia zza lady i przeszukiwania półek, i tak zabezpieczonych przed złodziejami. Skoro o tej porze i tak było mało klientów to mógł się postarać zdobyć jakiegoś pierwszego stałego.
Kto nie skacze ten z magipał!
Hop! Hop! Hop!