02-23-2022, 10:58
17.10.1976 r.
Już jakiś czas temu Charlie zaobserwowała malejącą częstotliwość wizyt Enza. Oczywistym kłamstwem byłoby stwierdzenie, że jej to nie obchodziło, ale nie mogła przecież odegrać przed nim zaniedbanej, zazdrosnej kochanki. W ten sposób na pewno zaprzepaściłaby wszystko, co zdołała dotychczas osiągnąć w kontekście ich relacji. Zamiast tego gimnastykowała się podwójnie, aby jeszcze skuteczniej zaspokajać wszystkie jego potrzeby, kiedy się zjawiał. Nie spodziewała się po sobie, że będzie umiała wykazywać się takim zrozumieniem i cierpliwością, ale cel najwyraźniej uświęcał środki — a w jej przypadku pozwolił dokopać się do nieoczekiwanych pokładów tolerancji. Nie potrafiła tylko powstrzymać wyczekiwania za każdym razem, kiedy ktoś otwierał drzwi przydzielonego jej w Rozbrykanej pomieszczenia. Nauczyła się za to perfekcyjnie maskować wyraz zawiedzionej nadziei, zastępując go standardowym, sztucznie uwodzicielskim uśmiechem, którego oczekiwali klienci. 17 października był więc dla niej po prostu kolejnym dniem pracy i wmawiania sobie, że młodszy Martinelli ma na głowie zbyt wiele obowiązków, aby w dalszym ciągu regularnie ją odwiedzać. Przecież jego też mogło dogonić życie, prawda? I właściwie tak było, tylko nie w takiej formie, jaką zakładała naiwnie (dla własnego komfortu psychicznego) Charlie.
Trudno jej było to przyznać nawet przed sobą samą, ale tęskniła za czymś więcej niż tylko fundowanymi przez niego wakacjami i perspektywą zostania przez niego „uratowaną”. Chyba przywykła do tych małych spowiedzi, które urządzał sobie kiedy leżeli razem w splątanych prześcieradłach. Traktował ją jak kogoś więcej niż tylko dziwkę. Kogoś, kto był wystarczająco inteligentny, aby dzielenie się z nim swoimi przemyśleniami i przeżyciami miało sens. Wmawiała sobie, że oznacza to, iż widział w niej więcej niżeli samą zewnętrzną urodę. Nawet jeśli była to z jej strony naiwność i podobnie jak pozostali klienci, którzy po zmysłowych uniesieniach wypluwali z siebie sekrety i brudy, kierowało nim przeświadczenie, że jego tajemnice będą u Charlie bezpieczne. W końcu była tylko dziwką, prawda? Jak mogłaby mu zagrozić? W rzeczywistości różnica pomiędzy Enzo a resztą mogła być całkiem banalna: był współwłaścicielem tego lokalu, był więc w stanie pozwolić sobie na długie wizyty u niej. Pozostali panowie musieliby za to słono zapłacić. Starała się jednak w ten sposób nie myśleć, jeśli bowiem cokolwiek miało wyjść z jej planów, musiała w dalszym ciągu żywić do Martinellego pozytywne emocje. Żal, pogarda i rozgoryczenie do nich nie należały.
Podstarzały mężczyzna, którego szpakowate włosy poprzetykane były gdzieniegdzie siwizną, a wystający brzuch wskazywał na częste spożywanie piwa, po raz ostatni klepnął ją w pośladek i niezdarnie wytoczył się z łóżka, rozglądając się za swoimi ubraniami. Obserwowała go ze swojego miejsca, nie siląc się nawet na okrycie prześcieradłem. Przed kolejnym klientem oczywiście będzie musiała ubrać (po raz kolejny tego wieczoru) seksowną bieliznę, niektórzy goście lubili bowiem ten aspekt gry wstępnej, jakim było pozbawianie się nawzajem odzienia. Teraz jednak fundowała sobie chwilę tak potrzebnej przerwy. Odetchnęła głęboko, kiedy tylko została w pokoju sama i szybko założyła na siebie fikuśne fatałaszki. Pewnie powinna być już przyzwyczajona, chyba nawet była, a jednak za każdym razem kiedy spoglądała na siebie w lustrze, przez krótką chwilę rozrywało ją poczucie żalu i niesprawiedliwości. W porywie gniewu obróciła znienawidzony mebel przodem do ściany, choć zostawało jeszcze zwierciadło umiejscowione ponad blatem toaletki. Jak marionetka, której podcięto sznurki, opadła na rzeźbiony taboret i spojrzała na odbicie swojej twarzy. Jej piękno wysuwało się na pierwszy plan, doskonałe i niezmienne, choć pod powierzchnią czaiło się coś, czego nie było tam niespełna półtora roku temu. Sięgnęła po szczotkę, aby doprowadzić do porządku fryzurę, zanim drzwi jej pokoju otworzą się po raz kolejny.
How high, how low
How on your own
Are you gonna get?