07-27-2019, 21:19
Opisz swoją rozmowę kwalifikacyjną
Jeszcze raz, pomyślał gorączkowo, chrząkając nerwowo. Goblin za wysokim blatem uniósł krzaczastą brew, mrużąc paciorkowate oczy za szkłem okularów. Jeszcze raz, zganił się w myślach, tym razem przyjmując możliwie najbardziej pewną siebie postawę, na jaką było go stać. Remus John Lupin, metr osiemdziesiąt pięć wzrostu właśnie próbował wyglądać na zdobywcę świata przed ledwie pięćdziesięcio centymetrowym goblinem.
— Przyszedłem w sprawie ogłoszenia o pracę — zaczął ponownie, tym razem głośniej. Uniósł też wyżej swoją teczkę osobową, tak, żeby istota mogła łaskawie na nią zerknąć. — Chcę być stażystą.
Goblin uniósł drugą brew. A potem przechylił się do przodu i chwycił palcami kant kontuaru, by przyjrzeć się Lupinowi z bliska. Czarodziej nawet nie drgnął, cierpliwie wytrzymując oceniające spojrzenie bankiera. Cokolwiek dostrzegła w nim ta nieduża istota, najwyraźniej nie przypadło jej do gustu.
— Nikt nie chce być tutaj stażystą — zauważył przytomnie goblin, nie kłopocząc się zestawem dokumentów podsuniętych pod sam nos. Jak na opiekuna stażystów Banku Gringotta przystało, doskonale wiedział, jak przedstawia się sytuacja jego podopiecznych. Przynajmniej przez pierwsze miesiące widuje ich w głównym holu, gdy pucują z namaszczeniem marmurowe podłogi.
— Tak się składa, że ja naprawdę chcę — upierał się Lupin, otwierając teczkę na losowej stronie. Nie bacząc na głośne westchnienie zrezygnowania u góry kontuaru, zaczął odczytywać swoje referencje. — Solidny uczeń o wybitnych wynikach w nauce. Szczególnie biegły w kierunku zaklęć, obrony przed czarną magią oraz eliksirach. Poznał najważniejsze zagadnienia historii magii i potrafi odpowiednio umiejscowić w czasie...
— Wiem, co piszą o swoich pupilach w Hogwarcie — przerwał mu goblin, stukając długimi pazurami o blat kontuaru. Ostentacyjnie zerknął na zegar zawieszony nad drzwiami gabinetu. — I nic mnie to nie interesuje. Wy, małe nieopierzone ptaszyny, nie znacie życia.
Czarodziej poczuł, jak powolutku opadają z niego siły. Gdy niedawno spotkał przypadkowego łamacza klątw, który w skupieniu neutralizował klątwę, nie mógł wyjść z podziwu. Był pewien, że to najwspanialsza praca pod słońcem. Jasne, najlepszym kradnie z życia czas z rodziną, dodaje lat, pozbawia urody, gracji i, w wielu przypadkach, niektórych palców. Jednak było w tym misterium coś tak niesamowitego, że Remus, wspomagający w tym czasie wytwórcę różdżek, nie potrafił wyjść z podziwu.
A teraz, gdy mógł wykonać pierwszy śmiały krok w stronę tak niebezpiecznej fuchy, goblin tłumaczył mu, że nie zna życia. Chłopak zacisnął zęby i znów uniósł wojowniczo podbródek.
— Gdzieś muszę się tego życia nauczyć — warknął Remus i znów ręka z teczką osobową powędrowała w górę. Tym razem goblin ją pochwycił, ale kartkował bez przekonania, nie zatrzymując się na żadnej konkretnej stronie.
— Dlaczego rzucił pan posadę u Ollivandera? — spytał od niechcenia pracownik Banku, badawczo spoglądając na Lupina zza okularów. — Nie podobała się ciężka praca?
Chłopak spodziewał się podobnego pytania. Rozważał też możliwe odpowiedzi. Chciał skłamać, że nie odpowiadały mu godziny; że stawka była zbyt niska; że kompletnie nie odnajdował się wśród różdżek. "Minąłem się z powołaniem", zasadniczo brzmiało o wiele lepiej niż "jestem wilkołakiem i przed każdą pełnią musiałem brać dzień wolnego".
— Nie pasowałem do tej roboty. — Nie było to kłamstwo. Remus, chociaż zafascynowany procesem wyrabiania różdżek, ich właściwościami i niesamowitą specyfikacją rdzeni, nie byłby w stanie nigdy na nich pracować.
— Dlaczego? — drążył dalej goblin i tym razem czarodziej już otwierał usta, by składać, gdy usłyszał trzask własnej teczki. — Tylko żadnych wykrętów. Nie chcemy tutaj krętaczy.
— Za dużo zapachów — rzucił bez namysłu Remus i zamarł, przeklinając się w myślach. Było to tak niedorzeczne wyjaśnienie, że miał ochotę strzelić sobie w łeb. — Miałem na myśli…
Goblin przerwał mu uniesieniem otwartej dłoni, studiując dokumenty z umiarkowanie większym zainteresowaniem. Lupin odetchnął z ulgą, nakazując sobie wewnętrzny spokój. Wciąż go zaskakiwało jak przyśpieszone bicie serca pobudza cały organizm - a przede wszystkim, jak aktywizuje bestię.
— Ten… pana nos. Zawsze był pan taki czuły? — Opiekun w końcu zamknął teczkę, opierając na niej splecione dłonie. Z jego pomarszczonej twarzy nie sposób było niczego odczytać.
Czarodziej nie wiedział czy to, co stworzenie przeczytało w dokumentacji sprzyjało przyjęciu na staż, czy wręcz przeciwnie.
— Odkąd pamiętam, tak — przyznał, nie rozumiejąc, dlaczego temat czułego powonienia nagle stał się punktem programu w jego rozmowie kwalifikacyjnej. — Pewnie to moje przewrażliwienie.
Kończąc zdał sobie sprawę, że to, co dostrzega w oczach goblina, to politowanie.
— Jak tam pan chce — mruknął na odczepne opiekun i wyciągnął z sąsiedniego stosu jedną zapisaną kartę. — Dlaczego tak panu zależy na stażu u nas?
To moje marzenie mogło zabrzmieć zbyt naiwnie. Ostatnim czego Lupin chciał, to wyjść na niereformowalnego optymistę i nieuleczalnego głąba.
— Bo jesteście najlepsi. Najlepiej mnie wyszkolicie. Po prawdzie, musicie mnie najlepiej wyszkolić.
— A czemuż by to?
— Bo potem będziecie korzystać z moich usług. — Remus zdobył się na półuśmiech, a w jego miodowych oczach rozbłysły płomienie zadowolenia. — A najlepsi pracują dla najlepszych.
Goblin prychnął z góry, ale obdarzył kandydata czymś na kształt powściągliwej sympatii.
— Żeby nie było niedomówień. To ciężka praca. Od świtu aż do zmierzchu. — Odnotowując kilka słów na kartce, opiekun zerknął na rozmówcę. — Pierwsze miesiące myjesz podłogi, następnie przechodzisz na spisywanie raportów i wszelkich pochodnych papierologii. Awans, czyli pracę pod okiem wykwalifikowanego łamacza klątw, możesz uzyskać po dwóch, trzech, a nawet i pięciu latach. Rozumiesz?
Remus pokiwał ochoczo głową. Goblin wyglądał, jakby właśnie połknął kawałek cytryny.
— Wie pan, jaka jest dewiza naszego banku?
Fortius Quo Fidelius. Remus miał tę sentencję na końcu języka.
— Siła poprzez lojalność — wyrecytował dumnie, a goblin skinął głową.
— A wie pan, co robimy ze złodziejami, jeśli nie złapiemy ich na gorącym uczynku? — W głosie opiekuna pojawiła się złowroga nuta, ale nie była to przestroga. Sposób, w jaki wypowiadał pytanie sprawiło, że wybudził wewnętrzną bestię Remusa.
Wilkołak w nim zdawał się unosić łeb i węszyć.
— Polujecie na nich — wymruczał Lupin, czując przyjemny dreszcz przebiegający wzdłuż pleców. Jego wilcza natura niemal zrywała się do skoku.
Goblin uśmiechnął się szeroko, ukazując rząd ostrych zębów.
— Dokładnie, panie Lupin, dokładnie. — Opiekun zamaszyście postawił pieczątkę przy kartce, a potem podał ją wraz z teczką Remusowi.
Na pergaminie widniało potwierdzenie wniosku o przyjęcie na staż.
— Jutro proszę się stawić przed moim gabinetem punkt siódma czterdzieści pięć — nakazał goblin, odprawiając Lupina niedbałym machnięciem ręki.
Czarodziej uśmiechnął się wesoło i kiwając energicznie głową, zwrócił się w kierunku drzwi. Już trzymał dłoń na gałce, gdy usłyszał za sobą spokojny głos goblina:
— O pana nosie porozmawiamy następny razem.
Remus w milczeniu opuścił gabinet opiekuna stażystów Banku Gringotta. Z niedowierzaniem wpatrywał się w akceptację wniosku, nie wierząc, że jednak… jednak może coś w życiu robić.[/b]
Można zamykać. :)
[...] bezinteresowność i odwaga nie tak bardzo się różnią.
![[Obrazek: NUmrGGT.gif]](https://i.imgur.com/NUmrGGT.gif)
Matka powiedziała mi kiedyś, że samotnie nie da się przetrwać
- a gdyby nawet jakoś się udało, to nikt nie chce takiego życia.