09-30-2019, 01:10
29.01.1980 r.
Kontynuacja wątku z Remusem
Koniec pierwszego miesiąca mógł sprzyjać rozluźnianiu napiętych mięśni, kiedy było się pewnym, że wszystko szło swoim leniwym, codziennym tempem. Znali się nie od wczoraj, wiedzieli o sobie całkiem sporo, zawsze czuła z nim ten rodzaj więzi, który sprawiał, że wiedziała, że w końcu będzie w porządku. Wystarczyła chwila, upewnienie się poprzez spojrzenie w jego rozumne oczy, nie będące w żaden sposób wzburzone przez gwałtowne fale emocji, by mogła się uspokoić, złapać oddech. Może i on to czuł, widząc w niej oparcie, w tym wątłym ramieniu, które przecież przylegało do jej małego ciała. Poniekąd chciała go bardziej ośmielić w swojej obecności, dlatego zdarzało jej się podchodzić bliżej, szturchać i patrzeć na ile mogła sobie pozwolić. Kącik jej warg drgnął w odpowiedzi na jego reakcję.
- Jesteś nieuprzejmy - odparła z udawanym oburzeniem, ale zaraz się krótko zaśmiała. - A tak się starałam! Specjalnie tyle zjadłam...
Sięgnęła rezolutnie po kilkanaście paluszków, które magicznie pomieściła w swej niewielkiej dłoni i wepchnęła część do ust.
- I nadal jem - zauważyła, po przegryzieniu i połknięciu swojej słonej dawki. Poprawiła się na kanapie. - Trochę jednak wiem o tym jak mnóstwo pytań, czasem całkiem nie mających sensu, zadają ludzie. Przypominam, że jestem na stażu w Mungu.
Wyłożyła się jeszcze bardziej na kanapie, jak przystało na domową lwicę. Rodzice Lily posiadali całkiem bezpieczne życie, chwała Godrykowi, ale nie zmieniało to faktu, że i tak zamartwiała się, gdy tylko wychodziła z domu na dłużej. To właśnie ten strach o nich, najmocniej ją trzymał w rodzinnym domu, pomimo że przecież niejednokrotnie zastanawiała się nad wynajęciem jakiegoś małego mieszkania kawałek dalej od zgiełku londyńskiego życia. Rudowłosa znajdywała sobie mnóstwo argumentów przeciw. Pokiwała z zastanowieniem głową, nadal roztrząsając temat śmierci, ale nie mając nic więcej do dodania, przynajmniej na razie.
- Remusie, ale w momencie gdy chodzi o samego Ministra Magii, sprawa też nie może być zbyt prosta. Założę się, że na pewno są jakieś magiczne zabezpieczenia na wykrywanie stworzeń, zwłaszcza po tym, co kiedyś miało miejsce, między innymi za sprawą samego Newta Scamandera. Ludzie uczą się na błędach - dodała jeszcze, ale uśmiechnęła się przy jego kolejnych słowach. Kiwnęła powoli głową, odłożyła pusty kubek i przymknęła na chwilę powieki. Jej myśli swobodnie popłynęły do poruszanych przez nich zagadnień. Na chwilę udało jej się całkowicie wyłączyć na bodźce z zewnątrz.
- Wierzę na słowo, ale wiesz jak to nieraz jest z feromonami, które wydzielamy. Ponoć z nimi nie wygrasz - otworzyła najpierw jedną powiekę, potem drugą. Dała mu mówić, nie przerywając w żadnym momencie. Zrobiła zamyśloną minę.
- To nie jest nic złego, ja wiem, Remusie. Ale myślisz, że i większość wampirów i wilkołaków jest tego samego zdania? Że ten rozejm wytrzyma? - dodała z wahaniem, ciekawa, co on sądził. Temat po odpowiedzi Remusa, dobiegł końca. Rozciągnęła w tym czasie ręce, nieco chichocząc przez to co mówił i w jaki sposób.
- Jeszcze mamy ten obiad i czekoladę, gdzie eksperymentalnie, dla ciebie bazą był napar na alergie - poruszyła znacząco rudymi brwiami, ale na wspomnienie Erin na nowo spoważniała.
- Cóż... trochę dawno temu, ale widziałam. Sam rozumiesz, obowiązki, ścigające człowieka terminy - wraz z potrzebą usprawiedliwienia, przyszło poczucie winy.
Kontynuacja wątku z Remusem
Koniec pierwszego miesiąca mógł sprzyjać rozluźnianiu napiętych mięśni, kiedy było się pewnym, że wszystko szło swoim leniwym, codziennym tempem. Znali się nie od wczoraj, wiedzieli o sobie całkiem sporo, zawsze czuła z nim ten rodzaj więzi, który sprawiał, że wiedziała, że w końcu będzie w porządku. Wystarczyła chwila, upewnienie się poprzez spojrzenie w jego rozumne oczy, nie będące w żaden sposób wzburzone przez gwałtowne fale emocji, by mogła się uspokoić, złapać oddech. Może i on to czuł, widząc w niej oparcie, w tym wątłym ramieniu, które przecież przylegało do jej małego ciała. Poniekąd chciała go bardziej ośmielić w swojej obecności, dlatego zdarzało jej się podchodzić bliżej, szturchać i patrzeć na ile mogła sobie pozwolić. Kącik jej warg drgnął w odpowiedzi na jego reakcję.
- Jesteś nieuprzejmy - odparła z udawanym oburzeniem, ale zaraz się krótko zaśmiała. - A tak się starałam! Specjalnie tyle zjadłam...
Sięgnęła rezolutnie po kilkanaście paluszków, które magicznie pomieściła w swej niewielkiej dłoni i wepchnęła część do ust.
- I nadal jem - zauważyła, po przegryzieniu i połknięciu swojej słonej dawki. Poprawiła się na kanapie. - Trochę jednak wiem o tym jak mnóstwo pytań, czasem całkiem nie mających sensu, zadają ludzie. Przypominam, że jestem na stażu w Mungu.
Wyłożyła się jeszcze bardziej na kanapie, jak przystało na domową lwicę. Rodzice Lily posiadali całkiem bezpieczne życie, chwała Godrykowi, ale nie zmieniało to faktu, że i tak zamartwiała się, gdy tylko wychodziła z domu na dłużej. To właśnie ten strach o nich, najmocniej ją trzymał w rodzinnym domu, pomimo że przecież niejednokrotnie zastanawiała się nad wynajęciem jakiegoś małego mieszkania kawałek dalej od zgiełku londyńskiego życia. Rudowłosa znajdywała sobie mnóstwo argumentów przeciw. Pokiwała z zastanowieniem głową, nadal roztrząsając temat śmierci, ale nie mając nic więcej do dodania, przynajmniej na razie.
- Remusie, ale w momencie gdy chodzi o samego Ministra Magii, sprawa też nie może być zbyt prosta. Założę się, że na pewno są jakieś magiczne zabezpieczenia na wykrywanie stworzeń, zwłaszcza po tym, co kiedyś miało miejsce, między innymi za sprawą samego Newta Scamandera. Ludzie uczą się na błędach - dodała jeszcze, ale uśmiechnęła się przy jego kolejnych słowach. Kiwnęła powoli głową, odłożyła pusty kubek i przymknęła na chwilę powieki. Jej myśli swobodnie popłynęły do poruszanych przez nich zagadnień. Na chwilę udało jej się całkowicie wyłączyć na bodźce z zewnątrz.
- Wierzę na słowo, ale wiesz jak to nieraz jest z feromonami, które wydzielamy. Ponoć z nimi nie wygrasz - otworzyła najpierw jedną powiekę, potem drugą. Dała mu mówić, nie przerywając w żadnym momencie. Zrobiła zamyśloną minę.
- To nie jest nic złego, ja wiem, Remusie. Ale myślisz, że i większość wampirów i wilkołaków jest tego samego zdania? Że ten rozejm wytrzyma? - dodała z wahaniem, ciekawa, co on sądził. Temat po odpowiedzi Remusa, dobiegł końca. Rozciągnęła w tym czasie ręce, nieco chichocząc przez to co mówił i w jaki sposób.
- Jeszcze mamy ten obiad i czekoladę, gdzie eksperymentalnie, dla ciebie bazą był napar na alergie - poruszyła znacząco rudymi brwiami, ale na wspomnienie Erin na nowo spoważniała.
- Cóż... trochę dawno temu, ale widziałam. Sam rozumiesz, obowiązki, ścigające człowieka terminy - wraz z potrzebą usprawiedliwienia, przyszło poczucie winy.
![[Obrazek: NXdurJy.gif]](https://i.imgur.com/NXdurJy.gif)
We can talk here on the floor
On the phone, if you prefer
I'll be here until you're okay
Let your words release your pain
You and I will share the weight
Powiązania